Mike Oldfield

Ommadawn (remastered 2012)


49,22 PLNabout 10,47 EURbrutto

Mike Oldfield | Ommadawn (remastered 2012)

Tagi albumu: Mike Oldfield | Ommadawn (remastered 2012), Universal Music, Mike Oldfield, muzyka elektroniczna, ambient, Tangerine Dream, Klaus Schulze, Vangelis, Jarre, electronic music, Kraftwerk

ARTIST Mike Oldfield
LABEL Universal Music
NUMBER 532 676-2
RECORD DATE 2000 (1975)
MEDIA 1CD
PACKAGE JEWELCASE
Kod produktu 006166

Lista utworów

Ommadawn p. I 19,05
Ommadawn p. II 17,20
In Dulce Jubilo 2,51
First Excursion 5,56
Argiers 3,57
Portsmouth 2,04

Opis

Motyw otwierający pierwszą część kompozycji pojawia się jak przez mgłę. Gdzieś w oddali żeński chór snuje swą pieśń, instrumentalne tło kołysze się na zamglonych faalch, a pierwszy plan należy do gitary klasycznej. Jest to nie tylko jeden z najpiękniejszych fragmentów tej płyty, ale także jeden z najbardziej poruszających wątków w całej dyskografii Oldfielda. W pewnym momencie rozbrzmiewa gong, a pieśń gitary klasycznej zostaje wyparta przez gniewne łkanie gitary elektrycznej, osiągające coraz wyższe rejestry. Zasnuty szarymi obłokami górski pejzaż odsłania się nagle w pełnym słońcu, kiedy pierwszy temat płyty płynnie przechodzi w pasaż o wyraźnie greckim kolorycie (autorowi udzieliła się fascynacja, jaką darzył zawsze grecką muzykę jego starszy brat Terry, również muzyk i kompozytor). Oświetlenie krajobrazu wyczarowanego przez muzykę wciąż się zmienia, raz widać zielone zbocza przez deszcz i w słońcu jednocześnie, innym razem w czerwonawej, wieczornej poświacie. Grecki motyw przechodzi w wesoły, krótki irlandzki taniec, w którym akustyczna gitara akompaniuje z werwą roztańczonej fletni. Charakter tego epizodu kojarzy się z radosnymi miniaturami zaproponowanymi przez Oldfielda na singlach (Portsmouth, In Dulci Jubilo).
Progresja trzech akordów zamyka taneczny fragment i rozpoczyna się wiosenny, pastoralny fragment pełen wianków z jaskrawo zielonych liści, których zwijanie i rozwijanie się dosłownie widać, gdy wsłucha się w akompaniament harfy. Na tym tle pojawiają się doadtkowe instrumenty, między innymi wiolonczela, która zaintonuje pogodną transpozycję mollowego tematu otwierającego Ommadawn. Krajobraz tchnie spokojem, pejzaż jest wprost nasiąknięty czystymi obłokami i słońcem, nasmarowanymi tak wyraziście jak na płótnie Van Gogha. Na zalanej słońcem łące uważny słuchacz dostrzeże nawet porozrzucane tu i ówdzie ule. Pierwsze ciemne chmury nadciągają niespiesznie - gitara elektryczna wykonuje "koronkowe" ornamenty, zazębiające się i splatające w misterny wzorek. Melodia to "rozjaśnia", to znów "ściemnia" się, jakby jeszcze w pełni nie zdecydowała się, jaki będzie charakter epizodu do którego ostatecznie doprowadzi. Tym ciekawsze okaże się nagłe wejście głównego wątku, znów zagrane w mollowej tonacji, przy kipiący akompaniamencie perkusyjnym. Gitara w dalszym ciągu wyszywa swoje ornamenty, ale teraz już wyłącznie w nieco posępniejszym nastroju, niebo już się nie rozjaśnia. Po krótkiej pauzie nastąpi zaś najważniejsza część utworu. Przeciągłe dźwięki fletni intonują jeden z motywów składających się na główny wątek, uparcie powracający w rozmaitych parafrazach. Następnie dołączy się miarowy, afrykański podkład perkusyjny, wibrafony, wreszcie żeński chór ciągnący mistyczną pieśń. Gitara początkowo zamarkowuje swe wejścia nieśmiało, wydając pojedyncze dźwięki, rozsiewając tu i ówdzie muzyczne znaki zapytania. Kiedy jednak napięcie osiągnie najwyższy punkt, powróci zaaranżowany na komplet instrumentów główny wątek, brzmiący tu tak przejmująco i niesamowicie jak jeszcze dotąd nie brzmiał, a potem zacznie się niesamowita partia gitary, słynny obraz "Tortury Narodzin", jak określił go sam autor utworu. Drzewa uginają się teraz w upiornym deszczu, błyskawice rozdzierają krajobraz na części, a tony gitary są tęskne, gniewne, rozpaczliwe, zdesperowane, Oldfieldowi udało się w tym fragmencie zawrzeć niebywały ładunek emocjonalny. Część pierwsza kończy się znienacka: nagle milkną akompaniujące instrumenty, gitara wydaje głośny krzyk noworodka i zostaje tylko szmer instrumentów perkusyjnych, pomału oddalający się i wygasający w dwudziestej minucie trwania utworu.
Druga część kompozycji rozwija się mniej spiesznie i składa się z mniejszej ilości epizodó utrzymanych w wolniejszym tempie. Rozpoczyna się od podniosłego motywu o typowo romantycznej melodyce - to idealny obraz wieczornego lub porannego wiatru przeczesującego zmierzwione wrzosowiska. Oldfield nałożył na siebie w tym fragmencie partie 62 gitar!... Kolejny epizod to sielankowy obrazek, w którym gitary akustyczne wdają się w długi dialog ze szkockimi dudami. Najwyraźniej nad łąkami zapadł zmrok, gdzieś w tle snuje się jasny dym, zadumany słuchacz wpatruje się w gwiaździste niebo. Utwór toczy się w durowej tonacji, brzmiąc jak typowy ludowy utwór rodem z Wysp Brytyjskich, dopóki nie pojawi się melancholijna melodia snuta przez flet. Następnie wyłoni się bardzo melodyjna seria akordów, na pierwszym planie dają się słyszeć mandoliny oraz lekko przesterowane gitary elektryczne. Znienacka wkracza stukający rytm, cała muzyka ożywia się - w tym tanecznym fragmencie pomysłowo splatają się brzmienia irlandzkie i greckie, a gitara Oldfielda zadziwia elegancką solówką z wykorzystaniem podciąganych strun i ornamentów podobnych do tych z pierwszej strony longplaya. Muzyka nabiera rozmachu i znienacka urywa się. Po kilkusekundowej pauzie pora na ostatni fragment: pogodna, lekka piosenka On Horseback, w której na tle akustycznego akompaniamentu rozbrzmią głosy dziecięcego chóru The Penrhos Kids oraz… samego Mike'a Oldfielda, który po nieziemskich popisach chrapliwego i mrukliwego Człowieka z Piltdown na stronie B Tubular Bells śpiewa tu wyjątkowo czysto i klarownie. W piosence pojawi się aluzja do Hergest Ridge, miejsca, które dało tytuł poprzedniemu albumowi Oldfielda.
I. W.



Kiedy kupiłem tę płytę wiedziałem, że wywrze na mnie duże wrażenie i tak się stało, a Ommadawn; słucham bez przerwy. Wcześniej nie zetknąłem się z tą płytą w ogóle, lecz mogłem usłyszeć słynny motyw gitarowy Oldfielda z part one na pliku midi. Brzmiało to okropnie, ale byłem bardzo ciekawy jak brzmi w oryginale. Sama melodia była bardzo charakterystyczna i ładna. Sam artysta kiedyś powiedział, że nigdy nie stworzył bardziej ekspresyjnej solówki od tej kończącej pierwszą część utworu. Też tak sądzę, a w oryginale ów motyw brzmi rewelacyjnie. Cała płyta to piękna dwuczęściowa suita zawierająca elementy muzyki etnicznej, folkowej, a nawet afrykańskiej. Niezwykle nastrojowa, momentami ostrzejsza, nie pozwalająca nudzić się słuchaczowi. Na uwagę zasługuje również piękna piosenka, perełka o tytule On Horseback. Jako wokalista występuje sam Mike Oldfield w towarzystwie dziecięcego chóru. Bardzo melodyjna, przyjemna, ciepła, zapadająca w ucho piosenka. Tyle o samej muzyce. Chciałbym zwrócić jeszcze uwagę na bardzo istotny fakt. Otóż wszystkie albumy Oldfielda zostały teraz poddane cyfrowemu remasteringowi, Ommadawn również. Jest to gratka dla fanów Mika i słuchaczy lubiących czyste, klarowne brzmienie muzyki. Technologia nosi nazwę HDCD remastered. Muzyka brzmi krystaliczne czysto, bez zbędnych szumów i jest świetnie uprzestrzeniona. Naprawdę warto patrzeć przy zakupie płyt Oldfielda czy na pudełku znajduje się znaczek HDCD remastered. Są w sprzedaży jeszcze niestety, stare nie tak dobre wydania płyt Mike Oldfielda. Gorąco zachęcam do zapoznania się z muzyką Oldfielda. Usłyszą państwo wybitny progresywny rock z elementami etniczymi i muzyki Brytyjskiej. Ommadawn to na pewno jedna z najważniejszych płyt w dorobku artysty. Jest to jego czwarta w kolejności płyta od Tubular Bells z 1973 roku. Osobiście uważam, że płyty obejmujące lata '70 w twórczości młodego wówczas Mika są prawdziwymi dziełami.

Piotr Tomaszczyk

Inni klienci wybrali

Podobne albumy

Kup Przechowaj

Goods in stock

Wysyłamy do 1 dni
Dostawa w do punktu odbioru już od 12zł.
Przesyłkę dostarcza Poczta Polska lub Inpost.
Możliwy odbiór osobisty poza siedzibą sprzedawcy.

Napisz do nas